KUPIĆ NIE KUPIĆ… WEJŚĆ DO SKLEPU WARTO
- warsztat ślusarski
- elektromechanik
- serwis samochodów
- sklep rybny
- sklep żelazny
- sklepy i bary w dzielnicy La Sanita w Neapolu
Temat jak najbardziej na czasie – czyli jak i gdzie zrobić zakupy. Przyzwyczajeni do niemal rytualnych weekendowych wizyt w centrach handlowych, trawienia godzin na włóczeniu się pomiędzy sklepami oraz obowiązkowo w wielkim supermarkecie, kupując zapasy jedzenia które pozwolą nam przeżyć dwie najbliższe wojny… zapomnieliśmy.
Zapomnieliśmy już, jak jeszcze nie tak dawno po chleb trzeba było pójść do piekarni, po kurczaka na obiad do sklepu mięsnego, a po warzywa do pobliskiego „zieleniaka”.
Obecna sytuacja – ograniczenia w wielkich centrach handlowych - spowodowała, że zachowujemy się jak dzieci we mgle. Nie można kupić wszystkiego w jednym miejscu, zapoznać się z nowinkami RTV, zjeść, czy pójść do kina w jednym miejscu.
Chcąc nie chcąc zaczęliśmy odwiedzać osiedlowe sklepiki, piekarnie, targowiska. Humor można starać się sobie też poprawić poprzez zakupy w internecie, ale to nie to samo. Wciąż chcielibyśmy towar zobaczyć dotknąć, sprawdzić.
Włochy to swego rodzaju rezerwuar małych sklepów. Centra handlowe pojawiły się tu oczywiście znacznie wcześniej niż u nas, ale nadal istnieje wiele sklepów i zakładów usługowych, których w Polsce próżno szukać w naszej okolicy. I nie ma to bynajmniej miejsca na wsi czy w małych miasteczkach, ale np. w Neapolu, Bari, Catanii, Palermo itp. Oczywiście można zaraz powiedzieć, że to „południe” , tak jakby to cokolwiek tłumaczyło. Podobnie jest przecież we Florencji, Parmie czy Pizie, bynajmniej na południu nie leżących.
Włosi handel mają we krwi, a raczej w rodzinie. Prowadzone z ojca na syna, często prowadzone przez wielopokoleniowe rodziny bary, serwisy samochodowe, sklepy żelazne, elektryczne, to miejsca w których można kupić dosłownie wszystko, a nawet jeszcze więcej…
Ale po kolei. Od wejścia (jeśli w sklepie nie ma nikogo) powita nas jowialny właściciel, który nie wypuści nas ze swojego przybytku, dopóki nie zgłębi w najdrobniejszych szczegółach naszego problemu. Zapewne naradzi się jeszcze z ojcem, lub matką, którzy z pewnością będą akurat sprawdzali coś na półkach, albo z córką siedzącą przy kasie, zaś jeżeli i to nie rozwiąże problemu, to w obowiązkowo (łącznie z narysowaniem planu lub wspomaganym obfitą gestykulacją objaśnieniem) skieruje nas do innego sklepu, gdzie z pewnością załatwimy sprawę.
Nasze obawy przed brakiem naszym brakiem znajomości włoskiego lub angielskiego przez Włochów? Żaden kłopot. Pojęcie bariery językowej, dla naszych południowych przyjaciół w zasadzie nie istnieje. Do tego nie obawiajmy się – włoski sprzedawca to nie cwaniak, który za wszelką cenę będzie chciał nas „naciągnąć”, ale kupiec, a przed kupcem jak przed lekarzem, nie ma tajemnic. Ilość pytań i oferowanych nam towarów też może nas onieśmielać, szczególnie biorąc pod uwagę, że raczej przyzwyczajeni jesteśmy do cichego zbierania interesujących nas towarów z półki w markecie.
W ten oto sposób w zdecydowanie krótszym czasie niż ten spędzony w galerii handlowej, kupimy wszystko to co nam potrzebne, a przede wszystkim zaś to czego naprawdę potrzebujemy. O korzyściach płynących z coraz rzadszych, tzw. kontaktów międzyludzkich nie wspomnę.